— W rodzinie naszej opowieści te przechodzą od ojca do syna... i tak od dziadów — pradziadów się przechowały...
— No, czyż nie dobrze powiedziałem, że Ostap — to znachor? — zaśmiał się młody Lipski. — Znachor, czyli po naszemu — wołchw, od innego znachora słyszał, jak leki zadawać, wieszczby i wróżby czynić, tak też każdy Ramult od innego Ramulta bajdy o dawno umarłych Ramultach przejmuje i pamięta, aby je młodszemu od siebie Ramultowi przekazać!... Znachor z was, wołchw prawowity, ojcze Ostapie, i nic wam nie pomogą pięć białych kwiatków na czerwonem polu, o czem bajaliście przed naszą panienką! Tak to, mój stary!
Jednak Halina innego była zdania. Bardzo serdecznie prosiła Ostapa do siebie i obiecywała wysłuchać go tak długo, jak on sam zechce.
Wkońcu, skinąwszy główką obydwu Poleszukom, w zamyśleniu skierowała się ku domowi, czując, że nagłe wzruszenie ogarnia ją z niesamowitą mocą.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.