Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta, zbita z tropu, spuściła oczy i przebierała końce chustki, zarzuconej na plecy.
— Ja też tak i radziłam, aby w święto nie niepokoić panienki, bo to, wiadomo, każdy chce odpocząć i być wolnym — niepewnym głosem bąkała nagle zmieszana babina.
— Bardzo dobrze radziła Kaliniukowa i sprawiedliwie! — zauważyła nauczycielka.
Kobieta, poprawiając na sobie chustkę i przestępując z nogi na nogę, szepnęła:
— To — prawda, ino on kazał mi pójść i nagadać wam, panienko...
Spojrzawszy na nią badawczo, Halina spytała surowym głosem:
— Któż to jest ów „on“, który kazał wam tak źle postąpić, krzywdząc mnie bez powodu?
Babina nagle zaczęła chlipać i całować nauczycielkę po rękach, bełkocąc niewyraźnie:
— Wybaczcie mi, panienko!... Skrzywdziłam was — to prawda! A wszystko przez tego Piotruka, co to za kordon się wymyka, a potem, gdy powróci, baje, że Polacy rychło stąd pójdą, tych zaś, którzy z nimi trzymali, komuniści na Sybir wywiozą... Ot, ja głupia nastrachałam się i przybiegłam z pyskiem do panienki!...
Halina słuchała uważnie, gdyż zrozumiała, że w tej chwili zachodzą wypadki o znaczeniu zasadniczem i niezmiernie ważnem.
Wzruszyła ramionami i, udając zdumienie, zawołała:
— Nic nie rozumiem! Cóż ja jestem temu win-