nie chcę, aby one kogokolwiek nienawidziły. Niech każdy naród żyje, jak może i jak chce!
— Ach, jak to panienka sprawiedliwie powiedziała! — klasnąwszy w dłonie, wykrzyknęła Poleszuczka. — Bolszewicy nie tak postępują! Oj, nie tak! W zeszłym tygodniu Mitro Bohacz przekradł się przez granicę, aby odwiedzić swego brata, co to po tamtej został stronie... Patrol bolszewicki przyłapał go i powiesił, bo, powiadają, że na przeszpiegi na ruską ziemię przeszedł... Wdowa Mitry płacze teraz, a cóż to pomoże? Nieszczęście!...
Uspokojona i zawstydzona Kaliniukowa, usiłując co chwila całować ręce nauczycielki, opuściła wreszcie jej pokoik.
Po odejściu wieśniaczki Halina spostrzegła na toaletowym stoliku list od doktora Wichra.
Pisał, że stęsknił się za „piękną łanią z nad Łani“ i że następnej niedzieli zawita do Harasymowicz, obładowany ananasami, bananami, szampanem, włoskiemi salami i najwykwintniejszemi czekoladkami — a natchniony, jak ów sławny trubadur Wilhelm, hrabia Poitiers, któremu ustawiczne zakochanie, jako „ersatz“, zastępowało — talent.
Wesoły list doktora rozproszył nieco przykre wrażenie po wizycie Poleszuczki, sprowokowanej przez jakiegoś Piotruka.
Halina jednak nie przestawała myśleć o tem, co opowiadała Kaliniukowa i co mogło zagrażać jej każdej chwili.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.