Po obiedzie, który, jak zwykle, Marja przyniosła jej do pokoju, nauczycielka usiadła przy oknie. Zamyśliła się głęboko nad drogą ciernistą, którą kroczyła na Polesiu państwowa myśl i praca polska.
Z zadumy wyrwało ją ostrożne pukanie do drzwi.
Po chwili wślizgnął się do pokoiku stary Ostap.
Jedynem okiem długo wodził po izbie, aż zatrzymał je na obrazie św. Teresy i pobożnie przeżegnał się trzykrotnie, poczem zamruczał:
— Niech Bóg i Najczystsza Panna pobłogosławi! Pozwoliła mi panienka przyjść, to i przyszedłem; nie śmiałabym, gdyby nie sprawa... pilna, oj, bardzo pilna!
Halina wskazała mu krzesełko i spytała:
— Może napijecie się, panie Ramult, herbaty? Mam dobrą, bo mi ją matka z Warszawy przysłała.
— Któżby się odmówił od dobrej herbaty? — pytaniem na pytanie odpowiedział natychmiast stary Ostap, oblizując ciemne wargi.
Halina wyszła na chwilę, aby się zakrzątnąć koło poczęstunku, a Poleszuk tymczasem, kręcąc głową, rozglądał się dokoła, z ciekawością patrząc na książki, stojące na półce, na portret pani Olmieńskiej, aż wreszcie zatrzymał wzrok na pięknem obliczu św. Karmelitki, pociągającem ku sobie żarliwością wiary i pogodą ducha.
Wkrótce, popijając hałaśliwie gorącą, jak ukrop,
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.