Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

W skarpach, podtrzymujących okazały gmach, i w jego murach tkwiły kamienie i żelazne pociski, a od wschodniej strony bielała duża plama, odcinająca się od ogólnego tła kościoła.
Nauczycielka domyśliła się, że zapewne, podczas ostatniej wojny uderzył tu granat i zburzył część ściany. Otwór zamurowano nowemi cegłami i powleczono świeżym tynkiem, znacznie jaśniejszym od dawnego — ciemno-szarego, stwardniałego na cement.
Poza kościołem znajdowała się murowana kapliczka; nad zardzewiałemi jej drzwiami widniała czarna tablica żelazna z zatartym, złoconym niegdyś napisem.
Przeczytała słowa łacińskie: „Anno Domini 1602... dux... Alexander Ostrogski... princeps volynensis... animam suam...“
Czytała, nie rozumiejąc wyrazów łacińskich, lecz, w pewnej chwili, niby błyskawica, olśniła ją i zmusiła przeczytać ponownie i powtarzać — raz po raz:
— Ostrogski... Ostrogski...
Nazwisko to, niby daleki, znajomy głos, wołało ją ku sobie i budziło niejasne jeszcze, lecz niepokojące wspomnienia.
Zamierzała już odejść, posłyszawszy pierwsze jękliwe uderzenie sygnaturki, coś jednak zatrzymało ją przed tą czarną, zaciekami wilgoci i zielonym porostem pleśni poplamioną kapliczką, czy może grobowcem o kutych, rdzą przeżartych