Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwiach i przed żelazną tablicą z ledwie czytelnym napisem: „dux Alexander Ostrogski“.
Raz jeszcze odczytała na głos łacińskie wyrazy, spostrzegłszy, że litera „s“ prawie znikła, pozostawiwszy po sobie zagłębienie, śniedzią wypełnione:
— ...dux Alexander Ostrog—s—ki...
Drgnęła i zbladła nagle. Przyciskając ręce do piersi, wyszeptała:
— Ostrog... Ostróg!
Ledwie to zmienione słowo — Ostróg dotarło do jej świadomości, a już w porywie żywiołowego rozradowania i wiary płomiennej padła na kolana i, dotykając czołem żelaza drzwi, jęła powtarzać namiętnym, gorącym szeptem:
— Poślij go raz jeszcze na drogę moją! Błagam, niech się spełni prośba moja, chociażbym zginąć miała... zginąć!!!...
Nie wiedziała do kogo zanosi te modły nieprzytomne, czy do Boga, czy do tego „dux“ i „princeps volynensis“, którego imię ożywiło w jej sercu i krwi wspomnienie i nikomu nie znaną mistyczną treść lat minionych.
Oprzytomniała, posłyszawszy napływające z kościoła poważne dźwięki organów.
Nieszpory się rozpoczęły.
Halina podążyła na nabożeństwo. Wzburzona była do głębi, twarz jej pałała, szeroko rozwarte oczy nabrały wyrazu zastygłej drapieżności i rozpaczliwej tęsknoty.
Mrok wypełnił już kościół i tylko jeden snop