nała płakać, czyniła to nie z braku wiary lub rozczarowań, przeciwnie — powodem do łez i żarliwej modlitwy przed ulubionym przez córkę obrazem św. Teresy stawały się coraz bardziej pełne miłości dla matki, wyrozumiałości dla ludzi i jakgdyby rezygnacji listy Haliny.
Zdawaćby się mogło, że nic nie mąciło życia panienki, chociaż pracowała nieprzerwanie, nie dosypiała, kradnąc czas dla nauki, a długie godziny spędzając z chorą dziewczyną, nieznośnie kapryśną, niepoczytalną, zdolną do przykrych, nawet gwałtownych ataków rozdrażnienia.
Taki spokój głęboki, niezachwiana niczem równowaga, i radość pogodna i cicha biły z listów Haliny, że pani Olmieńska nie mogła pohamować łez rozczulenia i szeptała do siebie:
— Cóż to za dziwne, cudne dziecko i jakież niepodobne do współczesnych panienek!
Po chwili jednak ostry, bolesny niepokój ogarniał panią Romanę. Rozmyślała nad przyszłym losem córki i zapytywała siebie z trwogą, czy jej charakter nadaje się do walki o każdy nowy dzień, gdy walka ta stawała się coraz bardziej zawziętą i trudną.
Trwoga szarpać zaczynała wtedy serce matki, a gdzieś głęboko, na samem jego dnie, budziły się i dręczyły ją złe przeczucia i męczące obawy.
Stroskana i zbolała pani Olmieńska szukała wówczas pociechy w modlitwie i w niej znajdowała ukojenie i ulgę.
Gdy, po ukończeniu seminarjum, Halina przy-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.