Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało się, że nic nie pamiętał z tego, co szeptała mu przez kratę konfesjonału, drżąc, wzdychając i płacząc, ta piękna, młoda dziewczyna, załamująca się pod brzemieniem swej męki i tęsknoty, a jednak nic nie zapomniał, ze współczuciem i troską biegnąc za nią wzrokiem i zadając sobie pytanie, czy dobrze jej radził i czy proste wskazał jej drogi do zwalczenia siebie samej.
Halina bardzo się podobała pani Sugietowej, osobie już starszej ale krzepkiej, pogodnej i ruchliwej; gdy zaś panienka poprosiła ją, aby pozwoliła dopomóc sobie w kłopotach domowych, uściskała ją i wycałowała. Około godziny pracowały obie wraz z ospowatą gospodynią, w kuchni, wyciskając za pomocą ręcznej prasy śrubowej miód z wosku i cedząc przez czyste płótno gęstą, złocistą ciecz.
Przy wieczerzy Halina opowiadała im o swoich wrażeniach z Harasymowicz i o tem, jak zamierzała postępować z ludnością wioski, zapalając się mimowoli i powtarzając, że widzi przed sobą nieprzebrany zasób pracy oświatowej i propagandowej. Użalała się tylko na brak książek z czytelni szkolnej i na szybkość, z jaką mijają dni, tygodnie a nawet miesiące.
— Czy ksiądz proboszcz uwierzy, że czasami piszę do domu zaledwie jeden list w tygodniu? — skarżyła się Halina. — Tak jestem zaharowana! A tymczasem wiem, że to i tamto należałoby jeszcze zrobić... Wprost nie nadążam z robotą!
— Pracy tu zaiste nieogarnięta moc! — zgodził