Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

niemal nieznane nikomu jeziora, borom pełnym zwierza i ptactwa dzikiego, tym rzekom ilastym, leniwym, wijącym się poprzez mszarniki i „hała“. Dzikie to wszystko, mgłą zasnute, przed okiem ludzkiem zazdrośnie ukryte!
Ksiądz wstał i, wyjąwszy z szafy tytoń, nabił sobie kilka papierosów.
Powróciwszy, ciągnął dalej swoją opowieść, chwilami zapalając się i wymachując rękami:
— Czy pani wie, że tutejsi ludzie gotowi są przysiąc, iż na własne oczy widzieli rusałki, wilkołaka, wyjącego pod oborą, biesa, wyglądającego z dziupli spróchniałej wierzby, i różne duchy, pląsające na „ihryszczach“ czyli łysych polanach, otoczonych haszczami w kniei. Są tu też jakieś wiedźmy, wieszczbiarki, znachory i „wołchwy“, co leczą, los przepowiadają, czary i „zły urok“ rzucają, robią „zawitki“ i „załomy“ na polach, powodując tem nieurodzaj, wreszcie — lubczyki warzą i na trujących ziołach się znają dokładnie! Nieraz słyszałem, szczególnie na wiosnę, że chłopi nasi, wychodząc z kościoła i widząc nagłą zmianę pogody, mruczeli modlitwy do pogańskiego Jariły Swarożyca, do Mary i Łado tak, jak się to odbywało przed Władysławem Jagiełłą, który wiarę katolicką tu zatwierdził i protegował.
Proboszcz zaśmiał się głośno i zawołał:
— Zaraźliwe są te prasłowiańskie obyczaje, te echa siwej przeszłości! Przysłuchują się też im i podlegają ich urokowi nietylko Poleszucy i od wieków w dorzeczu Prypeci osiadli Polacy i Li-