Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

jechała do domu — pogodna, jak jej listy, skupiona i cicha — matka zrozumiała, że usposobienie córki zależało przedewszystkiem od jej silnej woli i trzeźwego wytknięcia sobie drogi życiowej.
— Co za dziwne czasy nastały! — myślała pani Romana, patrząc na Halinę. — Z jednej strony moja dziewczyna, z drugiej — taka, naprzykład, panna Mila, rozbawiona zawsze, rozflirtowana, i zalotna aż do zuchwalstwa... Jak to być może? W tym samym czasie, w jednakowem środowisku i — tak rażąco odmienne typy!
Pani Olmieńska w tej chwili jakgdyby sobie coś przypomniała.
Obrzuciwszy córkę badawczem spojrzeniem, uśmiechnęła się z dumą. Istotnie — Halina wyrosła na piękną pannę.
Dość wysoka, wiotka i proporcjonalnie do swego wzrostu szeroka w ramionach, o ślicznie zarysowanej piersi i wspaniale osadzonej głowie, zdobnej w puszystą, kasztanowatą czuprynę — pociągała ku sobie niezwykłą harmonją i miękkością ruchów. Wielkie, poważne, szafirowe oczy, okolone ciemnemi rzęsami, śmiało zakreślone łuki brwi i łagodnie wykrojone, świeże usta byłyby niemal doskonałe, gdyby...
To „gdyby“ od pierwszego dnia przyjazdu córki zastanawiało najwięcej panią Romanę i podświadomie niepokoiło.
Promienne, wyraziste oczy Haliny nabierały w pewnych chwilach błysków zimnych i nieprzychylnego, twardego wyrazu, a koło jej soczystych