żanki — milę i pół, do Hrycewicz — cztery mile, wreszcie do Ostrożska — najdalej — bo pięć i pół... Zresztą, tam to nie warto nawet zaglądać, gdyż sami oni ledwie zipią!... Bieda aż piszczy i cudem wprost trzymają się jeszcze państwo Ostrogowie.
Halina straszliwie zbladła i wpiła się rękami w poręcze fotelu, aby nie obsunąć się na ziemię. Cała krew odbiegła jej od serca, poczuła straszliwą słabość w nogach i zadrżała na myśl, że zemdleje.
W pokoju, słabo oświetlonym stojącą lampą naftową, na szczęście, nikt nie zauważył bladości i przerażenia na twarzy nauczycielki, a ksiądz opowiadał dalej:
— Ziemianie okoliczni mają jakie-takie książki, a nawet zdobywają się na prenumerowanie pism, więc nie wątpię, że podzielą się z panią tem, co posiadają... chociażby staremi kompletami.
Halina przemogła słabość i zapytała cichym głosem:
— To tak źle z tymi... Ostrogami? Niech mi ksiądz proboszcz coś opowie o nich, bo przed paru laty poznałam pewnego młodego człowieka o tem nazwisku. Wtedy nie wiedziałam, że rodzina ta mieszka na Polesiu...
Ksiądz tymczasem wydobył z szuflady stołu karty i zaczął rozkładać pasjans, a pani Sugietowa starannie mu pomagała, niecierpliwym ruchem naprawiając błędy brata, który opowiadał w roztargnieniu, nie patrząc na siedzącą przed nim nauczycielkę:
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.