Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Ksiądz spojrzał na nią przez okulary i mruknął:
— Stała się ona po swej śmierci (bo zmarła ponoć w XVII wieku) powodem ruiny Ostrogów. Tarłowie, bowiem, spokrewnieni byli po kądzieli z kniaziami na Ostrogu — Ostrogskimi — magnatami z magnatów. Stąd już jeden zaledwie krok od Ostrogów do — Ostrogskich... Znowu poszły w obieg korce żyta i wiązanki lnu, a po nich i większe szmaty ziemi ornej i lasów! Państwo Krzysztofostwo siedzieli długo w Petersburgu, zabiegając o tytuł książęcy, lecz nic tam nie wskórali, a wtedy udali się do Wiednia i... po dwu latach powrócili już do Ostrożska jako hrabiowie Ostrogowie. Dalej to już szybko poszło! Czego nie mogli i nie chcieli wydać szlachta Ostrogowie, to roztrwonili, z wiatrem przepuścili hrabiowie. Teraz zaś, gdy życie zażądało pracy, oszczędności i przewidywania konjunktur, — osiedli oni na mieliźnie i kwękają, w piętkę goniąc. Nieprzyjemnie jest nawet odwiedzać ten obszarpany, zapuszczony dwór barokowy, gdzie na każdym kroku — herby i herby!... Cóż to za trafunek, siostruniu, — udał nam się pasjans?!
Ksiądz zdjął okulary i przecierał szkła, z lubością wpatrując się w cztery równiutko ułożone kupki kart i mrucząc:
— Udał się! Pierwszy raz w tym roku!
Wstawszy od stołu i odmówiwszy krótką modlitwę, zaczął żegnać siostrę i Halinę, przypominając jej:
— O szóstej msza, proszę nie zaspać!