Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

Halina pocałowała go w rękę, wyściskała panią Sugietową i odeszła do wyznaczonego sobie pokoju, gdzie na szerokim tapczanie przygotowała już dla niej pościel ospowata gospodyni.
Pomiędzy oknami na ścianie wisiał duży czarny krucyfiks z alabastrową figurą umęczonego Zbawiciela. Halina upadła przed krzyżem na kolana i, wpatrzona w zbolałe oblicze Chrystusa, zmienne w chybotliwem świetle palącej się świecy, szeptała:
— Cud! Cud! Dziękuję Ci, Miłosierny Synu Boży, żeś pocieszył i uspokoił szarpiące się serce moje! Teraz wiem już wszystko, wszystko! Nie mam wątpliwości, urazy i goryczy! On nie mógł postąpić inaczej. Obowiązek kazał mu ratować rodziców i ziemię ojców. Nie mógł więc myśleć o własnem szczęściu, a, żeby nie osłabnąć w zmaganiu się z nędzą, wolał zerwać odrazu nić, łączącą nas, i oddać się pracy cały, bez reszty, zapominając o sobie i swej miłości! Dziękuję Ci, Chryste Panie, Zbawicielu mój, żeś pocieszył niegodną służebnicę swoją!
Długo modliła się jeszcze Halina, płacząc radosnemi łzami. Słyszała, jak przez sen, ujadanie psa łańcuchowego, kukanie kukułki w zegarze, wiszącym w głębi domu, a potem — pianie kogutów na wsi.
Usnęła szczęśliwa, we łzach, przynoszących ukojenie, spokojna, jak wtedy, gdy była młodziutką, beztroską istotą, zanim wpadła jej do rąk ilustracja z Erosem i Psyche.