Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmarszczyła czoło, gdyż lekarz dotknął jej ramienia i suchym, jakgdyby obrażonym głosem powiedział:
— Musi pani przez trzy dni przyjmować brom, krople walerjanowe i trochę „Adonis vernalis“... Nerwy i serce... Nie myślę, żeby to było coś poważnego... Gdyby jednak pani czuła się gorzej, proszę powiadomić mnie — przyjadę...
Nie odpowiedzia mu i nie spostrzegła nawet, kiedy zamknęły się za nim drzwi i zapadła wreszcie tak bardzo pożądana przez nią cisza.
Leżała z otwartemi oczyma, a nad nią, jak żywa, pochyliła się najdroższa na świecie głowa i błysnęły miłośnie i gorąco rzewne, pełne wewnętrznego żaru, piwne oczy.
Wyciągnęła ramiona przed siebie i znowu wybuchnęła płaczem, wciskając twarz w poduszkę i palcami szarpiąc poszewkę.
Do pokoju nauczycielki wślizgnęły się mętne i szare kłęby mroku...
Uspokoiwszy się powoli, leżała z otwartemi oczami, cała we władzy napływających wspomnień.
Balik w seminarjum. Tłok i zgiełk. Ujrzała samą siebie przeciskającą się przez rozbawiony tłum, zapatrzoną w stojącego przy drzwiach młodzieńca, szła ku niemu, niby ku przeznaczeniu, wiedziona i popychana nieznaną mocą. Stanęła przed nim i, patrząc w jego promienne, piwne oczy, przysunęła się tak blisko, że piersią dotknęła jego ramienia. Czuła, że dążyła do nieuświa-