Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

damianego, lecz koniecznego celu i że niewidzialne siły zmuszały ją do tego, pozbawiając myśli i woli.
Młodzieniec ogarnął ją spojrzeniem i przybladł nagle. Oczy jego stały się czarne, przepaściste, zasnute gorącą mgłą.
— Zdzisław hrabia Ostróg — szepnął, pochylając się i całując ją w rękę.
Szarpnęła się i uczyniła raz jeszcze próbę ucieczki, lecz próżne były jej usiłowania.
Później Halina nie mogła nigdy uprzytomnić sobie, dlaczego pozostała, nie mając sił oderwać się od niego. Przecież nie zatrzymywał jej ani najsłabszym odruchem, ani słowem, nie wywierał też na niej wpływu skoncentrowanej woli — tego magicznego nakazu. Nic! Nakaz ten wszechpotężny i nieodwołalny szedł z głębi własnej jej istoty, wołał namiętnie i rozkazująco:
— Pozostań, albowiem tylko raz w życiu sądzone bywają takie spotkania! Przeżyjesz najwspanialszą chwilę pełni szczęścia. Myśl o nim wypełni ci wszystkie dni twoje i rozświetli szarzyznę rzeczywistości. Przeznaczona ci była ta chwila porywającego, darzącego ukojeniem uniesienia, a w niem, jak w powodzi słonecznej, utonie dusza twoja. Pozostań! Pamiętaj, że tak musiało być, bo taki zapadł już wyrok...
Halina pozostała.
Podczas niezdarnie granej sztuki amatorskiej siedzieli w ostatnim rzędzie pod ścianą, przytuleni do siebie, o niczem nie myśląc i czując każdą kroplą krwi, wielką promienną szczęśliwość, po-