Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

przychodziły w ciszy wiejskiej i przybierały określony, wymagający omówienia kierunek.
Mimowoli szukała kogoś, z kim mogłaby się podzielić niemi i poradzić.
Zwróciła tedy większą uwagę na najbliższe swe otoczenie — na rodzinę Lipskich.
Lubili ją tu wszyscy i obdarzali przyjaźnią — czuła to w każdem powiedzeniu starego i jego córek, widziała we wzruszającej radości, gdy mogli jej w czemś dopomóc. Jednak Grzegorz Lipski uważał uczoną, warszawską panienkę za szczyt mądrości i we wszystkiem potakiwał jej, nie śmiejąc nawet wypowiadać przy niej swych poglądów. Jeszcze mniej nadawały się do roztrząsania interesujących Halinę spraw Marja i Anna. Dla tych wesołych, rozkochanych w niej dziewczyn wszystko, co pochodziło od Haliny, stawało się bezsprzeczną prawdą, niemal prawem — nowym, stwarzanym przez nią kodeksem myślowym i obyczajowym.
Pozostał więc tylko Konstanty.
Z rozmów z nim Halina dawno wywnioskowała, że młody Lipski posiada zdrowy i dość giętki umysł, umiejętność jasnego wyrażania myśli i zdolność do logicznej obrony własnego przekonania. Podobał się jej w nim zupełny brak blagi i chęci do sztucznej błyskotliwości lub nadmiernej odwagi w wypowiadaniu się, co, niestety, tak często cechuje półinteligentów, przykro w nich razi, a nawet odstręcza od obcowania z nimi.
Halina jednak instynktownie unikała dłuższych i bardziej szczerych rozmów z Konstantym, wy-