Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

warzystwa młodzieżą wiejską i o hazardownej grze w karty.
Tymczasem obserwowała go przez te trzy miesiące i nic nie mogła zarzucić Konstantemu, poza drażniącą zagadkowością i zastanawiającym ją, zawziętym, sekciarskim uporem we wszystkiem, do czego się brał i co robił.
W ciągu dnia młody Lipski pomagał ojcu i robotnikom przy sieciach na rzece, w polu lub na łąkach, gdzie na jesieni kosił siano, w zimie zaś rąbał drzewa w należącym do nich lesie, aby przygotować na wiosnę tratwy i spławić je aż na Prypeć; targował się z hurtownikami, kupującymi bydło, naprawiał wszystko w domu, w kleci i w odrynie, zaglądając nawet do gospodarki sióstr, a wieczorami przesiadywał w domu i czatował na przechodzącą Halinę, w nadziei, że zamieni z nim choć kilka słów.
Przez pewien czas unikała go, zrozumiawszy, że wzbudziła w nim miłość, która rosła i potężniała tak szybko, że Konstanty już nie mógł jej ukryć w swych stalowych oczach. Bała się tego i chwilami czuła niechęć do młodego Poleszuka, to znów jakąś drażniącą ciekawość, co myśli i zamierza Konstanty.
Po odjeździe popa i jego chorej żony, po nagłem urwaniu się znajomości z doktorem Wichrem, uczucie osamotnienia skłoniło jednak Halinę do ostrożnego narazie, pełnego rezerwy i zachowania należytego dystansu, zbliżenia się do młodego Poleszuka.