Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

się stać, bo takie niepisane prawo, silniejsze i mądrzejsze od ludzkiego, żyje w nas samych i rządzi naszem życiem...
— No tak, rozumie się — zgodziła się zdumiona jego rozumowaniem, — lecz powiedzcie, cobyście zrobili w takim, naprzykład, wypadku? Wyobraźcie sobie, że Anna, siostra wasza...
Zamierzała już w możliwie oględnej i zamaskowanej formie dać obraz swej przeszłości, gdy Konstanty zasłonił nagle twarz rękami i zdławionym głosem wyjąkał:
— Niech panienka nic nie mówi... nic... bo ja tak dużo myślę o was, ciągle i zawsze, że zdaje mi się... mógłbym się czegoś domyśleć... a wybyście tego żałowali potem... Gniew mielibyście przeciwko mnie... czego, broń Boże.... nie zniósłbym już... Ciemny-ja człowiek... nieuczony... ale po ludzku przecież czuję... i cierpię po ludzku!
Zastanowiła ją taka wrażliwość młodego Poleszuka i jego zdolność do reagowania intuicyjnego.
Nie dokończyła zdania, lecz od tej chwili nawiązała się pomiędzy nimi niewidzialna a mocna nić tajemniczego zrozumienia niewypowiedzianych myśli; instynktownie wyczuwało się ciepło w każdem ich spojrzeniu, w najkrótszem, przypadkowem nawet słowie i we wspomnieniu o sobie. Chociaż drażniło to nieraz Halinę, jednak coraz częściej i szczerzej z nim rozmawiała, a nawet z trudem się czasem powstrzymywała, aby nie opowiedzieć Konstantemu o swojem przejściu ze Zdzisławem i posłyszeć od tego pierwotnego, niezatrutego