Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

i obciągając na sobie żółty sweter, odpowiedziała po krótkiem milczeniu:
— Zaszło to, co właściwie należało przewidywać, chociaż żywiłam na niczem nie opartą nadzieję, że, być może, stanie się inaczej... coś bardziej pomyślnego... Teraz już nie mam złudzeń i to właśnie sprawiło, że mimowoli ogarnął mnie narazie głupi smutek... Ale to minie! Życie jest życiem, a nie porywającym romansem i fantastyczną, błyskotliwą feerją!
Matka słuchała z niepokojem, nie pytając o nic.
Po chwili panienka opowiedziała o wyniku swoich starań.
— W ministerstwie poinformowano mnie o ostrych zarządzeniach oszczędnościowych. Ani marzyć o Warszawie lub nawet któremś z większych miast... Udowodniono mi, że tylko na Polesiu mogłabym znaleźć posadę kierowniczki małej szkoły powszechnej... A niech mama nie myśli, że ma to być w Pińsku lub Brześciu! Pokazano mi czarno na białem, że tam też wszystkie posady zapchane są doszczętnie! Dano mi do wyboru dwie wiejskie szkółki na zupełnem odludziu, gdzieś w bagnach, tuż-tuż nad granicą bolszewicką... Przyjęłam więc kierownictwo szkoły w Harasymowiczach. Niezupełnie coprawda wyobrażam sobie, jak się tam jedzie, no, ale przecież jakoś dotrę do swej pierwszej tak wspaniałej i samodzielnej placówki życiowej! Urzędnik, z którym rozmawiałam, przyrzekł mi solennie przeniesienie na pierwszy otwierający się wakans w Kongre-