Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

sko moje — Olmieńska. Nie będę panom przeszkadzała!
Zwracając się do siedzących przy stole wieśniaków, oznajmiła im:
— Na dziś starczy nauki! Następna lekcja pojutrze! Do widzenia!
Gdy gromadka gospodarzy i wieśniaków wyszła z izby, a Marja i Anna zaczęły nakrywać do stołu, aby ugościć przyjezdnych panów, Halina skinęła im głową i poszła ku drzwiom.
Baski, spostrzegłszy jej zamiar, skoczył i zastąpił nauczycielce drogę.
Robił błazeńskie miny i udawał, że mdleje.
— Porzucić nas w chwili, gdy przebyliśmy siedem rzek, nadrobiliśmy dobrych dziesięć wiorst, aby napoić swe oczy widokiem boskiej profesorki?!... Och, tracę przytomność... umieram! — pisnął, udając rozpacz.
Zataczał się, wymachiwał rękami i błaznował coraz bardziej.
Halina cofnęła się przed nim z nieukrywanym wstrętem.
— Mój panie — powiedziała surowym, oschłym głosem — mam wrażenie, że pan nie raczy zdawać sobie sprawy, gdzie się znajduje?
Baski, bynajmniej nie zmieszany, zarecytował natychmiast:
— Owszem, owszem! Znajdujemy się w województwie poleskiem, wchodzącem w skład Rzeczypospolitej Polskiej, stanowiącem część wielkich dolin i ograniczonem od północy — wyżyną no-