Pan Wierecki opowiadał to z dumą i rozrzewnieniem, patrząc na potężne mury baszty i stare lipy i dęby, tworzące aleję wjazdową.
W pałacu pokazano Halinie piękne zbiory sztychów gdańskich, starych ksiąg, w Brześciu przez Radziwiłłów drukowanych, broni i liczącą około dziesięciu tysięcy tomów bibljotekę. Gdy gospodarze posłyszeli, w jakim celu przybyła do nich młoda nauczycielka, ucieszyli się bardzo.
— Nareszcie ktoś się zabrał do szlachty naszej szaraczkowej, którą policja rosyjska i popi zniszczyli! Wielki czas, aby odrobić stracone! — wołała pani Wierecka, serdecznie obejmując panienkę. — Pomnik pani sobie za życia wystawi! Przeszukam najchętniej wszystkie skrytki, powybieram najodpowiedniejsze książki i pisma i, nie zwlekając, przyślę pani przez rządcę! Mam nadzieję, że zbierze się tego sporo.
Przy obiedzie państwo Wiereccy opowiadali Halinie o swoich dzieciach. Córka studjowała muzykę w konserwatorjum warszawskiem, a syn robił pracę dyplomową na politechnice.
— Na święta przyjadą do domu! — opowiadała radosnym głosem pani domu. — Musicie się państwo poznać koniecznie! Zobaczy pani, jaki to talent — nasza Brońcia pięknie gra już na fortepianie, a Stach — to wybitny umysł i inteligencja! Złote dzieciaki!
— Jakżeż żałuję, że nie mogę skorzystać z zaproszenia państwa! — zawołała Halina. — Ale na
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.