Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

święta wyjadę do mamy, do Warszawy. Matczysko tęskni tam za mną i zapłakuje się!
— Szkoda! — odezwał się gospodarz. — Wielka szkoda! Urządzamy na pierwszy dzień świąt wieczorek tańcujący. Całe sąsiedztwo się zjedzie. Sporo miłych osób poznałaby pani. No, ale co się odwlecze, to nie uciecze!
Pani Wierecka nie mogła się jednak pogodzić z myślą, że Halina nie pozna jej dzieci i mówiła z żalem w głosie:
— Taki zawód! Taki zawód! Tyle już słyszeliśmy o pani dobrego, tyle szczerych zachwytów!...
— Ach! — przerwała jej nauczycielka. — Zapewne, od miłego doktora Wichra? Niestety, za coś obraził się na mnie... i dawno jużeśmy się nie widzieli... Teraz, z pewnością, nie opowiadałby państwu o mnie z dawnym entuzjazmem. Sympatje ludzkie, jak się przekonałam, kruche są i szybko przemijają, nic po sobie nie pozostawiając. To smutne!
— Nie poznaliśmy dotychczas doktora Wichra — odezwał się gospodarz. — Mieszka podobno w Łachwie, a to jest daleko od nas! Nie! Mówił nam o pani kilkakrotnie, nalegając, abyśmy koniecznie nawiązali z panią bliższy kontakt, pan Zdzisław Ostróg z Ostrożska.
— Pan Zdzi... — wyrwało się Halinie.
Całą siłą woli zapanowała nad sobą, chociaż zbladła i nagle się osunęła na krzesło.
— Hrabia Ostróg często u nas bywa, bo przyjeżdża w interesach do męża — objaśniła pani