Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

dziany koncert. Ubierając się i fryzując włosy, uświadomiła sobie nagle ostre podrażnienie, odczuwane w pewnych okresach, jakąś niczem, zda się, niespowodowaną tęsknotę, pragnienie nieokreślone i niepokojące.
Zupełnie bezwiednie zaczęła odtwarzać w pamięci spotkanie ze Zdzisławem, a z jeszcze większą ostrością i dokładnością spędzone z nim godziny, niezapomniane i pełne burzliwych, a zarazem rzewnych przeżyć. Płonąc i drżąc na całem ciele, przymknęła zamglone i nieprzytomne oczy... a potem błysnęły przed nią na chwilę mocne i czujne źrenice Konstantego Lipskiego, jego skupiona, nieufna twarz i silna, zwinna postać, wyraźnie drapieżna i groźna.
Otrzeźwiło ją to i, starając się o niczem już nie myśleć, półgłosem zanuciła jakiś motyw, pospiesznie kończąc swą tualetę.
Podczas koncertu Halina siedziała nieruchomo, wpatrzona z zachwytem w wykonawców, zgrupowanych na estradzie, i w dyrygenta — wysokiego pana o siwej, lwiej grzywie i dostojnych, plastycznych ruchach.
W przerwie wyszła z dwiema koleżankami na korytarz, z niecierpliwością oczekując występów znakomitych solistów — skrzypaczki, pianisty i barytona z Warszawy, bawiących przejazdem w Pińsku.
Nauczycielki zatrzymały się przy oknie, wychodzącem na plac i, przyglądały się z ciekawością sunącemu chodnikiem tłumowi.