Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

Nic bowiem nie pozostało w niej z mądrej dziewczyny, która umiała jednem słowem ukoić troskę matki, uczyła i trzymała w karbach niesforne, brutalne dzieci wiejskie, przemawiając do nich łagodnym i poważnym głosem.
Nie była to już współczesna, trzeźwa panienka miejska, która z taką wyrozumiałością i pogodą wysłuchiwała skarg i utyskiwań chorych chłopów i kłopotów Poleszuczek; jakiś bezmiernie potężny płomień, nagle rozszalały wypalił w niej ślady dawnej Haliny.
Tu na schodach starego gmachu kolegjaty ujrzanoby inną osobę.
Znała ją tylko ona sama, wyczuł zaś instynktem męskim hrabia Zdzisław Ostróg, przyciskając do swego boku gorące, drżące ramię dziewczyny.
Teraz była to tylko kobieta, kierowana wszechwładnym, twórczym żywiołem natury.
Nie myśląc o tem, niezmiennie przeczuwała, że przyszła na świat z założonym w jej krwi bezwiednym, lecz silniejszym od rozumu, woli i przepisów moralności ludzkiej celem i losem.
Żyła we władzy przeświadczenia, że gdzieś, kiedyś musi spotkać mężczyznę, który w całej pełni odpowie na przyrodzone jej instynkty, ukoi je i opromieni pogodną, szczęśliwą myślą o spełnieniu przeznaczenia.
Takim mężczyzną był widocznie dla niej Zdzisław Ostróg, a przekonywało ją o tem coraz bardziej doświadczenie życiowe. W swym rachunku sumienia nie pamiętała bowiem ani jednego mo-