Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

i nie szukać jej po świecie. Nie uczynił jednak tego bohater, dziedzic historycznej ojcowizny i prastarej placówki polskiej w tym kraju puszcz i moczarów. Wolał cierpieć i nie ulec wymogom serca, niż odstąpić komuś choćby piędzi umiłowanej ziemi, na której od wieków żyli jego przodkowie, z zaświatów żądający od niego ofiary całopalnej i wytrwałości.
Teraz się wszystko skończyło.
Przed Bogiem stała się już żoną Zdzisława. Czuła to każdą kroplą swojej krwi, każdym atomem nerwów i każdym ułamkiem myśli. Nie żądała od niego usprawiedliwienia ich stosunku i nawet nie myślała o tem.
Nie mogłaby jednak dopuścić możliwości nowego rozstania.
— Nie wyobrażam sobie, jak mogłam żyć tak długo bez ciebie — szeptała do niego, tuląc mu się do piersi.
— A ja? A ja? — odpowiadał natychmiast z wybuchem. — Lata minione wydają mi się czarną, przepastną otchłanią.
— Kiedyż my pojedziemy do Ostrożska odwiedzić rodziców? — spytała pewnego razu Halina, gdy Zdzisław po dwóch dniach, spędzonych w majątku powrócił do Pińska.
Oczekiwała tego poznania państwa Ostrogów z rozmarzeniem i cichą, pogodną rzewnością.
— Pojutrze... — odparł, ociągając się. — Rodzice dziś dopiero powracają z Warszawy... Nie