Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

daleki plan, a tuż przed nią stanęły inne zjawy tak ogromne, że zbliska nie mogła ogarnąć ich żadnym ze zmysłów. Przeczuwała je raczej, instynktownie wiedziała, że stoją przed nią i mogą zdeptać ją, zmieść z powierzchni ziemi, lecz ująć ich i uświadomić sobie nie była w stanie.
Myśląc o Zdzisławie, nagle się zarumieniła, bo ogarnął ją wstyd. Mignęła jej w tej chwili myśl, że właściwie nie kochała widocznie młodego hrabiego, nie dążyła do poznania jego serca, duszy i charakteru, nie czuła potrzeby rozmowy z nim, dzielenia się swemi myślami, jak nieraz tego pragnęła, obcując z Konstantym Lipskim.
Zjawiło się okropne, poniżające ją i całą jej przeszłość miłosną przypuszczenie, że Zdzisław w jej życiu odegrał właściwie bierną rolę narzędzia — doskonałego, lecz zupełnie przypadkowego.
Myśl ta wydała się jej straszną i hańbiącą.
Tego wieczora nie powracali już do projektów przyszłego małżeństwa i wyjazdu do Ostrożska.
Następny dzień spędzili u proboszcza w Horodyszczu. Nad jeziorem, gdzie Pina wpada do Jasiołdy, na wysokiem wzgórzu stał stary kościół O. O. Benedyktynów. Zbudowali go z fundacji Sapiehów i Kopciów pracowici zakonnicy w drugiej połowie w. XVII-go i ozdobili przepięknemi freskami i polichromją. Ksiądz pokazał im resztki lekkiej kolumnady, zniszczonej przez Rosjan, opowiedział o bitwie, którą stoczyła tu z bolszewikami pińska flotylla rzeczna w r. 1920-ym.
— Bezbożnicy urządzili w domu Bożym stajnię