Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

nurą pieśń rybacką, śpiewaną przez młodego Poleszuka.
Westchnęła mimowoli, gdyż wydało jej się, że wszystko to, pozostając w cichem, pogodnem, nieco smutnem w tej chwili świetle wspomnień, minęło bezpowrotnie i że rzeczywistość jest zupełnie inna, tak bardzo niepodobna do niedawnej przeszłości.
— Przeszłością stać się może ostatnia, dopiero co przeżyta minuta! — pomyślała Halina.
Hrabia Ostróg wydał jej się zdenerwowanym, gdy rozmawiał z portjerem, prosząc go o nabycie biletów kolejowych do Łunińca i wysłanie do domu depeszy, zamawiającej konie.
Halina oczekiwała z pewną abstrakcyjną ciekawością, że Zdzisław usprawiedliwi przed nią swoje kłamstwo i objaśni, dlaczego zwodził ją, mówiąc o rozmowie i telegramie do rodziców, jak również o zmyślonym odjeździe hrabiostwa do Warszawy. Zdzisław jednakże jakgdyby zapomniał o tem i zachowywał się jak zwykle. Był, to pieszczotliwy i namiętny, to rozmarzony, bynajmniej nie zdradzając wyrzutów sumienia lub zgnębienia. Zdawało się, że nie dbał wcale o to, iż kochająca go kobieta zawiodła się na nim i mogła stracić dlań wszelki szacunek.
A jednak ten rozbrajająco lekkomyślny hrabia Zdzisław był w pewnem znaczeniu tego słowa mężczyzną.
Był przekonany, widocznie, że stosuje się ściśle do typu, do którego zaliczał Halinę Olmieńską.
Uważał ją za ideał zmysłowości kobiecej; i z tego