Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.



XV.

Nazajutrz późno wieczorem dojechali do pałacu Ostrogów.
Piękny zapewne był to niegdyś gmach w stylu polskiego baroku, tej swojskiej dla oka formy architektonicznej. Jednak, gdy sanie Ostroga, zaprzężone w parę zszerszeniałych, wychudłych szkap, okrążywszy zaśnieżony gazon, ze sterczącemi tam i sam suchemi chwastami, zatrzymały się przed domem, Halinę uderzył przykry widok zapuszczenia i ruiny. Tynk w wielu miejscach odpadł, ukazując nagie cegły, duży, bardzo skomplikowany herb na obszarpanym frontonie wyzbył się już kilku rogów w koronie i piór ozdobnych; na parterze zerwane z zawiasów okiennice skrzypiały i pod smaganiem wiatru z siłą uderzały o mur. Nie piętrze okna wyzierały czarnemi plamami, a w niektórych brakowało po kilka szyb.
Chłopak w wyszarzałej liberji i zdeptanych pantoflach na bosych nogach, posłyszawszy brzęk dzwoneczków, wybiegł, aby dopomóc przy wysiadaniu.
Na ciche pytanie młodego pana, odpowiedział wyzywającym głosem:
— Dziedzic jest w domu, a dziedziczka ma znów