Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

obie panie musiały przyjąć zaproszenie do domu dawnych przyjaciół rodziny.
Zastały tam sporo osób, a wśród nich syna gospodarzy, porucznika ciężkiej artylerji. Młody oficer, ujrzawszy Halinę i posłyszawszy jej nazwisko, podbiegł do niej i pochylając się w niskim ukłonie zawołał:
— Panna Halina Olmieńska?! Na Boga! Czy to pani studjowała w N...?
— Tak! Ukończyłam tam seminarjum nauczycielskie — odpowiedziała, pytająco patrząc na nieznajomego oficera.
— Tak, właśnie, właśnie! — ucieszył się porucznik.
Starzy znajomi podchodzili do przybyłych pań, zasypując je gradem pytań i interesując się losem pięknej panienki. Artylerzysta usiadł koło fortepianu i uważnie przyglądał się Halinie, a gdy zwolniła się wreszcie od obstępujących ją znajomych, zagadnął:
— Wie pani, dlaczego tak się ucieszyłem, ujrzawszy panią? — spytał półgłosem.
Wzruszyła ramionami i, zlekka marszcząc brwi, odpowiedziała z obojętnym uśmiechem:
— Skądżebym mogła wiedzieć? Nie jestem wszak jasnowidzącą!...
Nieprzychylny i ostry jej ton zbił porucznika z tropu.
Odchrząknął i zapalił papierosa, obmyślając dalszą rozmowę. Odezwał się wreszcie, robiąc przebiegłą minę: