Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

rączkę panienki, przemówił bezdźwięcznym głosem:
— Cieszę się niezmiernie!... Cieszę się... chociaż, coprawda, Zdziś wybrał niebardzo stosowny czas!... Ostatnia inwazja sekwestratorów na pałac wszystko w nim do góry nogami przewróciła...
Halina, wchodząc do tego pokoju, spostrzegła odrazu nalepki komornika; znała się na tem, bo po śmierci ojca widziała je w mieszkaniu zrozpaczonej tem matki.
— Widzi pani, złożyli nam to wszystko do najcieplejszego pokoju, aby się nic nie zniszczyło! My zaś nie mamy prawa dotknąć żadnej rzeczy, „która ich jest“. Cała nadzieja nasza w Zdzisiu...
— Ojcze, a jak się mama czuje? Chciałbym przedstawić jej pannę Olmieńską, — pośpiesznie przerwał mu syn.
— Migrena, kolejna migrena, mój drogi! Trzecia już w tym tygodniu... — szepnął ojciec. — Mama cierpi bardzo i jęczy straszliwie. O-o! — podniósł palec i pochylił głowę: — aż tu słychać!
Zdzisław usadowił Halinę na kanapie i, zbliżywszy się do ojca, szepnął:
— Niech ojciec powstrzyma się od zbytecznych zwierzeń co do naszych planów?
Patrzał na niego surowym, rozkazującym wzrokiem.
— Dobrze — zgodził się stary Ostróg, wydymając sine wargi. — Będę rozmawiał z panną o wypadkach na Dalekim Wschodzie, albo nie, — le-