— Jeżeli pani powiem — jedyne słówko, to — pani nie będzie już taka niedobra i zimna dla mnie...
W oczach Haliny przemknął ponury, zły błysk. Znowu wzruszyła ramionami i, spokojnie patrząc na mówiącego, odparła szyderczo:
— Cóż to za ton tajemniczy u przedstawiciela tak morderczej broni?! Przeraża mię pan i zaciekawia!
Porucznik uśmiechnął się porozumiewawczo i pochylając się ku niej, szepnął:
— Zdzisław...
Halina mimo całego panowania nad sobą, przybladła i mocno zacisnęła wargi.
— Zdzisław? — powtórzyła po chwili, jakgdyby usiłując sobie coś przypomnieć.
— Zdzisław hrabia Ostróg... „Żbik“, jak go nazywaliśmy w pułku... był w mojej baterji na przeszkoleniu... Stary druh i kolega z podchorążówki... Najmilszy pod słońcem chłop!... — mówił porucznik, przyglądając się rasowym, wąskim stopom panienki.
— Wszystko to jest bardzo możliwe, lecz nie rozumiem, co to ma wspólnego z pana radością na mój widok? — spytała przyciszonym i niepewnym głosem.
Artylerzysta zaśmiał się chytrze i klasnął w dłonie:
— Aha! Zdradziła się pani, panno Halino! Zna pani Żbika... Wiem o tem, bo wszystko mi opowiedział! — zawołał, patrząc na nią rozbawionym wzrokiem.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.