temat, a tak nieprzymuszenie i wesoło, że nawet ubawiła starych państwa. Rozkrochmalili się na dobre i śmiali się szczerze, gdy Halina opowiadała, z czem przychodzą do niej Poleszucy i na jakie ich kłopoty zmuszona jest wynajdywać radę.
— Mam u siebie poradnik lekarski, tablice meteorologiczne, barometr i termometr, brakuje mi tylko wielotomowej encyklopedji wiedzy praktycznej o kłopotach codziennych! — śmiała się Halina. — Tymczasem kieruję się zdrowym rozsądkiem i hypnotyzuję swoje klientki możliwie stanowczym głosem, niedopuszczającym wątpliwości!
Halina coraz bardziej podobała się państwu Ostrogom.
Hrabina pomyślała sobie, że obawy syna były płonne, że panienka mogła coprawda zagalopować się z młodym, przystojnym hrabią, lecz że była dostatecznie rozsądna, aby nie marzyć o wejściu do rodziny Ostrogów. Dumna pani czuła nawet wyrzuty sumienia, iż obiecała synowi „dać szkołę pannicy“ i prosto z mostu dokonać stanowczej operacji, odkrywając swe karty.
— Do tego nie dojdzie chyba! — myślała z ulgą stara hrabina, z coraz większą sympatją przyglądając się rozgadanej i dowcipnej panience. Wszystko w niej podobało się wymagającej, ambitnej pani.
— Nietylko wyjątkowo przystojna, lecz co za urok, dystynkcja, swoboda, a te oczy — niby skrzące się szafiry! Piękna dziewczyna, bardzo
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.