Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

bił Ostrożynie. Nie spostrzegła nawet zbyt namiętnej wybuchowości w ostatnich słowach panienki.
Otoczyła ją ramieniem i wprowadziła do buduaru.
Przeładowany był meblami; obrazy w artystycznych ramach okrywały ściany; na lekkich etażerkach bielała sewrska i saska porcelana, a w osobnej szafce mieścił się dobrze dobrany komplecik starej majoliki radziwiłłowskiej, wypalanej na Polesiu; w mahoniowej witrynie, stojącej na stalugach połyskiwały drogocenne pasy słuckie, a na jednej ze ścian wisiała druga witryna ozdobiona srebrnemi narożnikami i klamrami. Widniały w niej długie szeregi minjatur, wykonanych przez francuskich, angielskich, hiszpańskich i włoskich artystów w złocie, emalji, kości słoniowej i porcelanie, i wreszcie w osobnym odcinku ze srebrnego łańcuszka — polskie minjatury z trzech wieków.
W milczeniu pokazywała Ostrożyna swoje skarby, a w pewnej chwili szepnęła z dumą:
— Najcenniejszym okazem jest portret Bony Sforzy roboty Barriastiniego... proszę spojrzeć, co to za benedyktyńska praca!
Wetschnęła i dodała:
— To wszystko, co mi pozostało po dawnej świetności! Tego już komornik nie śmie tknąć, bo zapisałam te zbiory na rzecz muzeum po mojej śmierci...
Łzy drgnęły w głosie hrabiny.
Halina, schwyciwszy jej rękę, zaczęła okrywać ją pocałunkami.