Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

Znowu z serca jej rwać się zaczęły bezdźwięczne jeszcze, lecz gorące słowa błagania, pociechy i nadziei, że gdyby zezwolili na małżeństwo jej ze Zdzisławem, to młodzi zwalczyliby wszystko i...
Spojrzenie jej padło w tej chwili na biurko pani Ostrożyny.
Gwałtownie wypuściła dłoń hrabiny ze swej ręki i, wpatrzona w jeden punkt, poszła ku biurku.
Ujrzała na niem dużą fotografję w ramie z jasnego drzewa. Stojąca lampa naftowa rzucała światło na lakierowane drzewo i złotą koronę w lewym rogu ramy.
Zdzisław we fraku, z białym kwiatkiem w klapie stał oparty o fotel, na którym siedziała brzydka, niemłoda kobieta o mocno rozwiniętych szczękach, małych oczkach i grubym nosie.
Pod fotografją widniał angielski napis, skreślony dużemi, bardzo czytelnemi literami.
Halina nie zrozumiała jego treści; w oczy jej rzuciły się tylko cztery pierwsze słowa: Zdzisław and Dolly Ostróg...
Wpatrywała się długo w te słowa, nie widząc nawet samej fotografji.
— Co to jest? — wyjąkała głucho i, raptem chwytając zmieszaną hrabinę za ramię, syknęła zduszonym głosem:
— Co to jest?
Ostrożyna odczuła, co się stało w tej chwili w duszy nauczycielki ludowej, która pokochała jej syna.
Wiedziona instynktem uświadomiła sobie, że