Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

, obszarpaną ścianę padała smuga światła, gdyż służąca układała na krzesłach walizki. Odprawiwszy zaspaną dziewczynę, Halina usiadła na łóżku.
Myśli jej płynęły szybko, lecz nie gmatwały się i nie przeskakiwały z przedmiotu na przedmiot. Rozumowała szybko, wprawnie i zimno.
Musiała się przyznać przed sobą, że nie wszystko przewidziała.
Rachunek sumienia został jednak zrobiony bezlitośnie i ściśle; wszelkie konsekwencje dokładnie zważone i ocenione; wyrok sformułowany kategorycznie i jasno.
Czuła, że dopisywała ostatnią stronicę niezmiernie ważnego rozdziału księgi swego życia.
Nie wiedziała jednak, że w tej samej chwili do pokoju matki wszedł Zdzisław.
— Obawiam się, że miałaś z Haliną przykrą przeprawę — szepnął.
Pani Ostrożyna potrząsnęła głową przecząco.
— Bynajmniej! Jest to bardzo rozumna i szlachetna dziewczyna! — zawołała. — Wyznałam jej całą prawdę. Przyjęła to ze spokojem i niczem się nie zdradziła... Może tylko jedno... że odchodząc nie pocałowała mnie już w rękę i nic nie mówiła... Bądź co bądź, żal mi jej...
Hrabina westchnęła i podniosła oczy na syna.
— Chwała Bogu! — mruknął z ulgą. — Znam ją dobrze i wiem, że już nic mi nie powie. Wszystko skończy się naturalnie, spokojnie... tak, jak słoneczny, radosny dzień przechodzi w zmierzch i... w noc.