Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

i przestał istnieć, jako istota, subjektywnie z nią związana na krótko.
Z zupełnym spokojem i obojętnością przypominała sobie wylękłe spojrzenia, które rzucał na nią Zdzisław podczas jej pobytu w pałacu ostrożskim, a nawet już nie drażniły jej wcale rozrośnięta szczęka i małe oczki brzydkiej i starawej Dolly. Nie napisała ani słowa do Zdzisława i nie podziękowała za przesłane do Harasymowicz bagaże.
Młody Ostróg, rad, że tak bezboleśnie wycofał się z przypadkowego romansu, na szczęście, nic również nie pisał, nie była więc zmuszoną odpowiadać mu i dotykać rany nieodczuwanej teraz, lecz zapewne jeszcze niezabliźnionej.
Łamała sobie głowę nad dziwnem i niepojętem zjawiskiem jakiejś tępej obojętności i spokoju. Nie czuła się bynajmniej zrozpaczoną i złamaną. Niektóre wspomnienia przeszłości budziły w niej, coprawda, niesmak, i jedynie to było najprzykrzejsze. Zresztą zachowywała równowagę ducha i uświadamiała sobie, że wstąpiło w nią ukojenie, co niby pancerz broniło przed grotami niedawnych tragicznych skądinąd przeżyć i zawodów.
W lutym bez żadnego uprzedzenia i wieści o sobie niespodziewanie powrócił do wsi Konstanty Lipski.
Wychudł i sczerniał. Urosła mu dość długa broda, a kosmyki włosów sięgały ramion. Kulał na prawą nogę, wyczerpany był zupełnie, lecz twarz miał rozradowaną, a w oczach blask — śmiały i dumny.