Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

faktu, w obecnych jej warunkach nabierało charakteru prawdziwej katastrofy. Nie była zupełnie przygotowana do stawiania czoła groźnym jej konsekwencjom tembardziej, że nie mogła i nie śmiała jeszcze określić swego do niej stosunku.
Wobec przedłużającego się milczenia nauczycielki, Olena przysunęła się bliżej i, kładąc jej rękę na kolano, szepnęła dobitnie:
— Często się to zdarza!... zwykła rzecz! Ot i teraz sprowadzili mnie tutaj, bo cztery dziewuchy z kimś tam zgrzeszyły i nie wiedzą, co z sobą robić: czy do przerębli skoczyć, czy przyznać się rodzicom. Chi-chi-chi! Zwykła rzecz... Znam ja takie ziółeczka, na nietrach rosną, gdzie wełnianki kwitną... popijesz trzy dni i — już po wszystkiem!... Potem dam inne, co krew czyszczą, i jak ta rybka będziesz!... Przyniosłam ci te ziółka... rychło o grzechu zapomnisz i wyjdziesz zamąż... Olenę Jarmołową błogosławić będziesz...
Szybkim ruchem rozpięła barchanową bluzkę i z zanadrza wyjęła małą paczkę, owiniętą w czerwoną szmatkę.
Ujrzawszy wyciągniętą ku sobie czarną, pomarszczoną rękę znachorki, Halina odtrąciła ją od siebie ze wstrętem i krzyknęła nieprzytomnym głosem:
— Precz! Precz natychmiast!
Olena się przeraziła, ukryła zawiniątko pod chustką i szybko się cofnęła ku drzwiom.
Na progu zatrzymała się jednak i, nacisnąwszy klamkę, syknęła: