Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

w stosunku jej do Zdzisława nastąpił nagły przewrót.
Zgasła w niej wtedy namiętność, zmysły nie budziły się już z dawnym, niepohamowanym wybuchem, pieszczoty Zdzisława nie doprowadzały jej do szału i wydawały się niemal zbyteczne.
Mężczyzna spełnił swoje zadanie. Dał życie nowej istocie. Teraz zrozumiała zachodzące w niej przemiany psychiczne.
— Kimże jesteś — zapytała siebie na głos, — ty niewidzialna jeszcze istoto, która przed chwilą w sposób tajemniczy dałaś świadectwo swego bytu i swej żądzy życia?!
W istocie tej, której Halina nie mogła sobie wyobrazić, została skoncentrowana i ucieleśniona cała jej miłość dla Zdzisława, miłość żywiołowa, nie licząca się wówczas bynajmniej z przedmiotem uczucia.
— Uczucia? — szepnęła. — Czyż nie wszystko jedno, jakbym je nazwała? Miłością, zmysłami, potrzebą mojej natury czy żądzą? Wiem tylko, że pochłonęło mnie całą bez reszty. Oddałam mu wszystko, co miałam do oddania i niczego nie żałuję, niczego się nie wstydzę. Byłam, jak kwiat — dojrzały do wytworzenia następnego pokolenia i obojętny, skąd ma otrzymać bodziec do nowej formy życia. Stał się nim Zdzisław. Spełnił swoją rolę i — odszedł ze sfery mego życia, zanim jeszcze zobaczyłam go na fotografji z tą... brzydką Dolly od blaszanek. Dlatego to przecież ta przykra niespodzianka, ten jego wstrętny, tchórzliwy fałsz