z obawą, chodzili na palcach i mówili szeptem. Halina po wybuchu Grzegorza wychodziła teraz przez podwórze, żeby nie spotykać się z gospodarzami.
Nazajutrz po powrocie młodego Lipskiego z aresztu zetknęła się z nim oko w oko w ogrodzie. Wracał z nad brzegu rzeki i niósł na ramieniu zwój sieci, w które Poleszucy łapią ryby pod lodem.
Ujrzawszy nauczycielkę, cisnął sieć na ziemię i podszedł do Haliny.
Szli w milczeniu obok siebie. Wreszcie odezwał się ponuro i trwożnie:
— Ojciec, słyszę, coś powiedział w gniewie? Nagadałem mu zato! Nikt tu oprócz mnie, nic wam nie śmie wymawiać!
— A wy niby macie na to prawo? — spytała, patrząc na niego surowo.
Zmieszał się, ale, zapaliwszy papierosa, odpowiedział cicho:
— Wiadomo! Gniewny na was jestem... Nie spełniliście przyrzeczenia...
Mimowoli opuściła głowę i zarumieniła się, przymykając oczy.
— Ano — widzicie! — przeciągnął, jakgdyby z jękiem. — O tem kiedyś z wami pogadamy... nie teraz jeszcze... Dziś chciałem prosić was o radę...
Powoli odzyskała spokój i równowagę. Przyglądała się Konstantemu ostro i zimnym tonem spytała:
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.