Na początku maja dopiero rozpoczęła się wiosna.
Dziewuchy wiejskie obwieściły ją starem, prasłowiańskiem „klikaniem“, śpiewając obrzędową pieśń na cześć wiosny, niosącej chłopczykom, pastuszkom i bartnikom zapowiedź wielkich, pożądanych przez nich korzyści.
Otrąbiły jej przyjście klucze żórawi i gęsi, dążących z południa powietrznym szlakiem, im tylko znanym od wieków. Niezliczone stada dzikich kaczek z krzykiem i świstem unosiły się nad zaroślami burych oczeretów, próżno szukając wolnych od lodu przestrzeni wodnych.
Lecz słońce nie ustawało w swojej niewidzialnej a potężnej robocie.
Popękały wkrótce lodowe kajdany Prypeci, Łani, Śmierci, Horynia, Styru i Jasiołdy; wyłoniły się z pod śniegu i błysnęły zwierciadła jezior Horodyskiego, Białego, Skorzenia, Tura, Czerewiszcza i setek innych. Po mszarnikach tam i sam zatokowały już kłótliwe, roznamiętnione „ciecieruki“, a po borach zrzadka jeszcze, lecz już grać zaczynały czarnopióre, czerwonobrewe głuszce — tajemnicze menestrele kniei.
Widząc coraz to szerzący się rozlew rzek, two-