Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

wstręt z powodu strasznego postępku córki, burzącego wszystkie jej nadzieje.
Stąd też powstały zapewne te nielitościwe słowa potępienia, obrażające, okrutne porówania i wreszcie, przekleństwo i wzgarda.
Halina kilka razy przeczytała list matki. Wczytywała się w każde słowo, jakgdyby chciała zapamiętać je na zawsze; niektóre wyrazy powtarzała na głos, wchłaniając całą istotą swoją ich brzmienie i od czasu do czasu wydając cichy, rozdzierający jęk.
Tego dnia nie odwiedziła już chorych i nie poszła na popołudniową lekcję do izby Lipskich.
Leżała na tapczanie, poruszała blademi, suchemi wargami, szepcąc coś bezładnie i wpatrując się uporczywie w wiązania pułapu.
Nagle wzrok jej padł na obraz św. Teresy.
Zerwała się i uklękła przed tapczanem.
Oparłszy głowę na posłaniu, zaczęła się modlić. Klęczała długo, a, gdy podniosła wzrok na łagodne, piękne oblicze małej świętej, ujrzała jej promienne oczy, w zamyśleniu i trosce patrzące w nieznaną dal. Halinie wydało się, że wiązanka róż i czarny krzyż drżą w rękach świętej zakonnicy, a oblicze jej powleka smutek beznadziejny i gorzki.
Halina wstała z klęczek i znów się położyła.
Czuła w sobie z niezwykłą ostrością ruch nowej istoty, co jeszcze tak niedawno przyniosła jej tyle ukojenia, a teraz... teraz — mękę i hańbę. Istota ta żyła i domagała się czegoś od matki, w której umarły nagle wszelkie pragnienia i wola do życia.