Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

tacie — jechała teraz do nieznanego, osobliwego kraju, wpatrywała się w smętne, buro-zielone płaszczyzny, w rdzawe rozlewiska, granatowe pasma dalekich borów i daremnie usiłowała przewidzieć, co miało spotkać ją w bezkresie łąk i moczarów.
Łzy zaszkliły się w smutnych, szafirowych oczach Haliny.
Z niepokojem obejrzała się odruchowo, wstydząc się nagłej słabości, lecz jedyny pasażer, siedzący w przedziale, spał.
Był to zapewne jakiś ekonom, sądząc z pasiastego kaszkietu sportowego, jeździeckich spodni z wszytemi klinami skóry, butów z cholewami i szpicruty z końską główką na rękojeści.
Halina wcisnęła się do kącika i, otuliwszy się połą palta, usiłowała zasnąć, gdyż miała przed sobą jeszcze dobrych sześć godzin jazdy.
Pociąg stanął w Drohiczynie, gdzie do przedziału wsiadło dwóch kupców żydowskich. Natychmiast wydobyli z zanadrzy chałatów jakieś zatłuszczone papiery i, gestykulując energicznie, szwargotali bez przerwy.
Odgłosy charkotliwej mowy żargonowej znużyły Halinę. Wpadła nagle w odrętwienie senne i nic już nie widziała i nie słyszała, ukrywszy głowę pod płaszczykiem, zawieszonym na haku. Ile czasu spała — tego określić nie mogła, lecz coś przebudziło ją gwałtownie, wyrywając przemocą z władzy snu.
Przetarła oczy i rozejrzała się dokoła.
Chrapiący ekonom w kaszkiecie wysiadł już