Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

i zasady dobrego wychowania prysnęły nagle i znikły gdzieś bez śladu.
Przed Haliną rozstąpiły się brudne, przybrane w bibułkę mury i rozpostarła się pochłaniająca cały świat głębia promienna. Przełamała się ta bezdeń światła i skoncentrowała, jak w soczewce kryształowej, — w czarnej sylwetce młodzieńca, a może tylko w jego płonących, zewnych i żądnych źrenicach.
Halina, jak zaczarowana, poszła ku stojącemu przy drzwiach nieznajomemu i, prawie dotykając go ramieniem, podniosła głowę wysoko, zapatrzona w jego piwne, ogniste oczy.
Oprzytomniała na chwilę, posłyszawszy głos jego — cichy, barytonowy, dźwięczny, — i chciała uciec, biec do domu, zamknąć się w swym pokoiku, nie widzieć nic, nie słyszeć i nie myśleć...