Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

Jechali jakgdyby w mrocznym tunelu, kiwając się i podskakując na uginających się, zgrzytliwych resorach.
— Czegoście się przestraszyli? — zapytała znowu Halina, pociągając chłopa za sukmanę.
Poleszuk zwrócił ku niej brodatą, pooraną głębokiemi, ziemistemi zmarszczkami twarz i długo patrzył na Halinę wzrokiem, w którym miotał się niepokój i podejrzliwość. Położył wreszcie palce na wargach i, ściągnąwszy lejce, szepnął:
— Ktoś strzelił w Suchem Uroczysku...
Halina uśmiechnęła się spokojnie:
— Cóż w tem strasznego? Może ktoś poluje?
Chłop machnął ręką i mruknął:
— Poluje... poluje! Jeden tylko jest taki, co poluje... Policja dobiera się zato do niego ale on jej się zawsze wyźlizgnie, niczem wijun[1]... Nie przyłapali go na kłusownictwie ani razu... Wszakże nie on to chyba strzelił teraz, bo od Harasymowicz daleko do Suchego... Może to jaka banda, co od bolszewików aż tu zabrnęła... Wtedy źle z nami będzie!... Zobaczą nas z uroczyszcza... Może przeczekać tu za olosem[2]?
Ledwie skończył, gdy konie szarpnęły nagle i rzuciły się na bok, chrapiąc i plącząc się w konopnych szlejach.

Sadząc przez krzaki i piersią roztrącając gąszcz, z lasu wypadł na drogę łoś. Rogatą głowę

  1. Ryba, piskorz.
  2. Olos — olszynowy las na trzęsawisku.