— Hej — tam, Dymitr, Paweł, a weźcie-no kuferki panienki i przenieście do mnie!
Wydawszy rozkaz, uśmiechnął się do nauczycielki i zaproponował jej gościnę u siebie, zanim się urządzi w Harasymowiczach.
Na plebanji ruskiej Halina poznała żonę ojca Bazylego — młodą jeszcze, bladą i nieśmiałą kobiecinę, otuloną w barani kożuch.
Widząc pytanie w oczach nauczycielki, pop objaśnił smutnym głosem:
— Mojej żonie szkodzi tutejszy klimat. Trzęsie ją i nęka zimnica... Trzeci rok już leczy się, a poprawy jak niema, tak niema!... Maniu, zaprowadź panią do swego pokoju!
Gdy Halina, umyta i uczesana, weszła do saloniku, zaproszono ją na przekąskę.
Z rozmowy z gospodarzami wyjaśniło się, że jej poprzedniczka — nauczycielka, niemłoda już wdowa, pani Antosiewiczowa, zapadła również na malarję i, wyjechawszy na kurację do Pińska, zmarła wkrótce. Halina posłyszała też od ojca Bazylego przykrą nowinę, że stary i ciasny budynek szkolny nie posiada mieszkania dla nauczycielki i że pani Antosiewiczowa wynajmowała pokój u najzamożniejszych w Harasymowiczach wieśniaków — Lipskich, którzy mają duży, bo aż czteroizbowy dom.
— Dobre tam pani będzie miała pomieszkanie — zauważyła gospodyni, mówiąca z wyraźnym rosyjskim akcentem.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.