Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja myślę, że są to pozorne zarzuty, i że podejrzewają go o coś innego... o przemycanie zagranicę komunistów, ściganych przez prawo polskie... Niech pani pamięta o tem i będzie ostrożna z Lipskimi, ale o tem — nikomu ani słowa! Ja też nic pani o nich nie mówiłem!... Gdy mieszkała u nich poprzedniczka pani, to miała z nimi biedaczka Krzyż Pański! Ciągłe rewizje, śledztwa, dochodzenia — istne utrapienie!... Żadnych poszlak nie wykryto jednak, same tylko podejrzenia i przypuszczenia władz... ale i z tem kłopotów i przykrości coniemiara!
— Dziękuję księdzu za przestrogę, bo mogłabym się uwikłać w przykrą historję! — zawołała z wdzięcznością w głosie Halina.
Po przekąsce gospodarze zaproponowali nauczycielce przechadzkę po wsi.
Halina z ciekawością przyglądała się małym, niskim chatkom, nie spotykanym w Kongresówce, i gospodarczym zabudowaniom, stojącym na przylegającej do domów ziemi, otoczonej płotem; tam się mieściły ogrody warzywne, bielała kapusta obok ciemnej porośli kartofliska.
Jeden tylko dom, kryty czerwoną blachą, ozdobiony dużemi oknami i oszklonym ganeczkiem, wyróżniał się swemi rozmiarami i okazałością pośród małych, ubogich i starych siedzib włościan poleskich.
— Dom Grzegorza Lipskiego! — mruknął pop, oczami wskazując obszerną, nową jeszcze chatę na podmurowaniu. — Nabył on niedawno spory ka-