Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

prośby nauczycielki, obiecał natychmiast porozumieć się z Lipskim i sprawę załatwić.
W godzinę potem Halina z pomocą dwu wesołych, rozrosłych dziewczyn — Marji i Anny Lipskich — rozpakowywała już swoje walizki i ozdabiała schludny, świeżo pobielony pokoik o jednem oknie i ogromnym piecu. Dziewczyny, zdumione i zachwycone skarbami, które się ukazywały z wnętrza walizek i kosza lokatorki, co chwila wydawały radosne okrzyki i popiskiwały zabawnie. Halina z pod oka przyglądała im się z zaciekawieniem. Coś znajomego spostrzegła w ich ogorzałych, ściągłych twarzach i siwych oczach. Długo łamała sobie głowę nad tem, kogo jej przypominają te zwinne, roześmiane dziewczyny, aż zapytała:
— Czy ojciec jest w domu? Chciałabym poznać go...
— Pojechał do Suchego Uroczyszcza — odpowiedziała Anna.
— Na noc?! — zdziwiła się Halina. — Po takiem bagnie i dziurawej grobli?!
Dziewucha zachichotała w kułak i, mrugnąwszy do siostry, mruknęła:
— Tak mu już wypadło! Konstantyn kazał przyjechać, no, to i pojechał...
Halina nie wątpiła już, że ów ślizgający się po topieli młody Poleszuk był bratem hożych i wesołych Marji i Anny.
— Poznałam Konstantego! — oświadczyła, uśmiechając się. — Spotkałam go za „nakatem“,