Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne! — zgodziła się Halina i, stanąwszy w środku izby, w zamyśleniu przyglądała się oknu.
— Coś wam brakuje, widzę? — domyśliła się Marja.
Halina kiwnęła głową i odpowiedziała:
— Potrzebuję gładkiego i długiego na całą szerokość okna drążka! Zawiesiłabym na nim ładną, niebieską firankę.
— Poczekajcie do jutra! — poradziła jedna z sióstr. — Rano powróci do domu Konstantyn, to on wam sfabrykuje wszystko, czego potrzeba!
— Taki majster z niego? — spytała Halina wesoło.
Dziewuchy mlasnęły językami, cmoknęły głośno wargami i w jeden głos wykrzyknęły:
— Konstantyn?! On wszystko umie i może! Ho-ho, wy nie znacie jeszcze Konstantyna!
Halinie podobał się zachwyt sióstr dla brata.
— Kochacie go? — zadała pytanie.
— Któż go nie kocha?! — oburzyła się Marja. — Policja i ta go lubi, choć śledzi i grozi aresztem... a taki przecież lubi!
— Zaco mają go aresztować? — udała zdziwienie nauczycielka, wyjmując z walizki starannie ułożoną sukienkę.
— Powiadają, że zbyt szybko biega po „hałach“! — z bezczelnym śmiechem odpowiedziała Anna. — Dużo wiedzieć będziecie — prędko wam siwe włosy wyrosną!