okoliczna zwęszy panią, moje niedzielne wizyty pójdą na marne, bo panowie mniej lub więcej tytułowani i mocno herbowi będą panią wozili autami albo złoconemi karocami, zaprzężonemi w sześć koni czystej krwi; pani napewno będzie królowała w pałacach magnatów, a ja — smutny usiądę sobie nad Łanią i, czatując na kiełbie, będę płakał nad rzekami babilońskiemi! A potem — pojedynek, tragedja i wogóle — kram!... cha-cha-cha!
Halina śmiała się i czuła radość, że może rozmawiać z człowiekiem ze swojej sfery. Lekarz zaś prawił dalej:
— Na zapytanie panów szlachty, co to za nauczycielka zagnieździła się w Harasymowiczach, odpowiem im, że jest to, niestety, stara panna, dziobata, poczwara i „potwora“ najnieznośniejsza!
— Nic doktorowi tu nie grozi! — przekonywała go żartobliwie Halina. — Co niedziela zastanie mnie pan w domu i będę rada niezmiernie widzieć i podejmować pana u siebie herbatą i jajecznicą lub innym lokalnym poczęstunkiem. Pałace nie pociągają mnie bynajmniej, panie doktorze, bo nie poto tu przyjechałam!
— A poco właściwie zjawiła się tu pani? — Patrząc na panią, łamię sobie głowę, ale nic wykombinować nie mogę! Taka piękna, rozumna, dobrze ułożona osoba i — okazuje się raptem — nauczycielką w Harasymowiczach? Nie może się to zmieścić w mojej łepetynie!
Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.