Istotnie — statek pomyślnie rzucił kotwicę w porcie angielskim. Nesser tegoż dnia wyjechał do Londynu, a nazajutrz wylądował w Hawrze. Miasto było przepełnione szpitalami. U wejścia gromadziły się tłumy kobiet o stroskanych, niespokojnych twarzach. Były to matki, żony, siostry i córki rannych żołnierzy i oficerów. Mężczyzn cywilnych nie spotykało się prawie na ulicach portu. Snuły się tu tylko grupki marynarzy i wojskowych. Wiosna już wchodziła w swoje prawa. Na starych kasztanach wytrysnęły srebrzyste i brunatne pęki nierozwiniętych jeszcze liści. Nu starych murach kościołów zieleniała jaskrawa porośl mchów; z poskręcanych, niby węże, gałęzi wina i bluszczu wybijały się świeże pędy, wiotkie i nikłe. Z południa zalatywał ciepły powiew i przynosił ostre aromaty morza. Radosna młodość i świeżość gnieździła się wszędzie i wyglądała nawet z poza parkanu cmentarnego i z klombów szpitalnych.
Gdy Nesser udał się na dworzec, aby sprawdzić godzinę odjazdu do Paryża, na peron wtoczył się był właśnie nieskończenie długi sznur białych wagonów z flagą Czerwonego Krzyża na lokomotywie.
Służba w pośpiechu wynosiła nosze z rannymi. Schylały się nad nimi białe czepki sanitarjuszek i śnieżne kornety mniszek. Biegali lekarze, księża i komendanci szpitali. Tłumy kobiet zaległy peron i salę przejściową. Wykrzykiwano nazwiska, nawoływano się tam i sam, padały rozkazy, a czasem przekleństwa. Nad tym zgiełkiem zawisła jakaś płachta, niby zgrzytliwa chmura gradowa nad łanem. Był to niemilknący, przeciągły, bezmiernie żałosny jęk. To wojna przemawiała głosem męki i cierpienia ludz-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/101
Ta strona została przepisana.